Zacisnęłam pięści i odwróciłam się na pięcie.
- Proszę bardzo, wygrałeś! - krzyknęłam, oddalając się biegiem. - Postępuj według swoich zasad, rób co chcesz, wywal mnie! Odwal się tylko ode mnie raz na zawsze!
Dysząc ze złości oddaliłam się sprintem od samca. Co było do niego podobne, próbował mnie gonić i krzyczał coś za mną, ale ja byłam szybsza. Wyprzedziłam go, kiedy nie powiedział nawet jednego zdania.
Zatrzymałam się dopiero, kiedy dotarłam do puszczy. Takiej, jaką znałam ze swoich szczenięcych lat w Watasze Kruka. Do której udawałam się z Fin-Kedinn'em co tydzień. Opowiadał mi wtedy pradawne opowieści o naszych Przodkach, o Pierwszych Watahach, o Prawach Lasu. Uczył mnie tam polować, tropić i ćwiczył wytrzymałość. Tyle się od niego nauczyłam...
Na myśl o tych chwilach zachciało mi się płakać, ale ani jedna łza nie spłynęła po moim policzku.
Nie będę płakać - pomyślałam twardo i weszłam do wielkiego lasu.
Otoczyła mnie ciemność. Im dalej szłam, tym dalej byłam od światła. Może dobrze mi zrobi, jak tutaj posiedzę...
(Biały Kieł?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz