Bez zastanowienia położyłam się na trawie. Zasnęłam.
********
Kiedy się obudziłam, był już ranek następnego dnia. Wstałam powoli. Poczułam wielki głód i chęć na dłuższe polowanie. Skupiłam myśli.
Kiedy wszystko mi się przypomniało, straciłam na to ochotę. Z powrotem położyłam się na wilgotnej od porannej rosy trawie. Brzuch nie dawał mi spokoju, nie mogłam już wytrzymać. Coś jednak kazało mi zostać nie ruszać się z miejsca. Nie robić nic. Weszłam tylko dalej do lasu, przykryłam się mchem.
Jak postanowiłam, tak i było.
******** 10 dni później ********
Ze strachem spojrzałam na swoje ciało. Przegniłe od wilgoci, żebra widać było coraz bardziej, sama skóra i kości. To, co pozostało z mięśni, nie potrafiło nawet unieść swojego ciężaru.
Nie mogłam uwierzyć, że widzę swoje oblicze, ale tak właśnie było. Nie byłam już dawną Renn. Nie tą, która dumnie kroczyłam przez las, albo szczęśliwie polowała na zwierzynę. To pozostało daleko, w pamięci.
Teraz nie zdawałam się na nic. Zrobię to, co powinnam zrobić już 6 dni temu.
Jęcząc z bólu wstałam. Idąc, uginałam się pod sobą. Muszę zrobić chociaż to.
Zaparłam się w sobie. Minęłam łąkę, doszłam do wielkiego wodospadu. Stanęłam na jego brzegu.
Pamiętałam oczywiście o wcześniejszym narysowaniu znaków śmierci, tak, aby moje trzy dusze nie rozprzestrzeniły się po całym świecie i abym nie stała się demonem.
Nabierając powietrza do płuc zrobiłam to - skoczyłam, z myślą, że nie przetrwam tego.
- Żegnaj, lesie.
Jedyną rzeczą, którą pamiętam, było to, że uderzyłam w kamień. Później urwał mi się film.
(Może ty, Biały Kieł? Pozwalam ci na napisanie w swoim opowiadaniu, że umarłam)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz